Jako że wiosny nie widać, radzimy sobie po swojemu i zaklinamy jej przyjście jak możemy:) Zeszłoroczne cebulki hiacyntów mają się coraz lepiej, na ścianę w kuchni wskoczyły nam baranki brykające po ukwieconej trawce, a ze szkoły i klubiku dla maluchów dzieci przyniosły co? - palmy oczywiście. A więc nie jest tak źle!
Poza tym w weekend byłam na wiosennym (sic!) jarmarku w Starych Babicach, gdzie moje utalentowane koleżanki - Kasia i Magda - jak zwykle nie zawiodły. Poniżej znajdziecie kilka fotek:)
Do wiosny (tej prawdziwej)!
Spring is nowhere to be seen (sigh) so we are doing all we possibly can to get her here:) Last year's hyacinth bulbs are moving along nicely, cute little sheep graze on a flowery meadow in our kitchen and we have not one but two palms courtesy of my kids who created theat school/preschool arts class. Not bad at all, I say!
I also visited a Sping (sic!) Fair in my neighbourhood of Stare Babice. My friends, Kasia and Magda were there and I loved their stuff - as usual. You'll find a few pics below:)
Till spring (the real one that is)!
Baranki wymiatają! Cudowna, radosna ozdoba domu :)
ReplyDeleteKiedy na nie spojrzę od razu się uśmiecham:) Wesołych Świąt!
Delete